Reklama

Dodatkowa wypłata dla polecających produkty OZE

Zarejestruj się

Mała elektrownia wodna w Karczewicach wywołuje strach wśród okolicznych mieszkańców

Mała elektrownia wodna w Karczewicach wywołuje strach wśród okolicznych mieszkańców

Mimo, że małe elektrownie wodne nie cieszą się w Polsce dużą popularnością, to istnieją ludzie, którzy widzą w takich projektach potencjał i możliwość dorobienia się majątku. Niestety czasami chęć zysku jest przekładana ponad dobro okolicznych mieszkańców, a nawet ponad prawo. Jedna z takich wodnych instalacji powstała w Karczewicach, niedaleko Częstochowy. Jej właściciel zarabia na sprzedaży generowanej energii elektrycznej, ale jednocześnie podtapia okolicznych mieszkańców.

Mała elektrownia wodna, która będąca kością niezgody, powstała z przebudowania młyna wodnego, który końcem lat 90. przestał generować jakiekolwiek zyski. Jego właściciel Zygmunt Rachwalik wpadł wówczas na pomysł przekształcenia go w małych rozmiarów elektrownię wodną, albowiem wydawała się ona lepszą inwestycją. Zgody na jej działanie udzielił Urząd Regulacji Energetyki.

Pan Zygmunt rozbudował tamę, tak aby jak największa ilość wody spływała do elektrowni wodnej. W wyniku tego ucierpiało lokalne kąpielisko, do którego nie dopływała wystarczająca ilość wody, co wywołało gniew mieszkańców. Największym problemem okazały się być jednak duże opady deszczu – w 2010 roku zostało podtopionych kilka gospodarstw. Zdaniem mieszkańców wszystkiemu winna była działająca elektrownia, a także sam właściciel, który nie podniósł tam wystarczająco szybko. Sytuacja powtórzyła się rok temu.

W maju 2016 roku, po ciągłych skargach i licznych problemach, nakazano Zygmuntowi Rachwalikowi doprowadzić miejsce, gdzie znajduje się tama, do stanu pierwotnego. Niestety dotychczas nic się nie zmieniło pomimo prawomocnego wyroku sądu, a mieszkańcy nadal boją się podtopień swoich domostw. Energia produkowana przez elektrownię w Karczewicach jest kupowana przez Tauron. Konflikt między panem Rachwalikiem a lokalnymi mieszkańcami narasta, dlatego cała sprawa trafiła do sądu rejonowego. Zygmunt Rachwalik będzie musiał teraz udowodnić, że nie złamał art. 191 prawa wodnego, który stanowi, że „kto niszczy lub uszkadza brzegi śródlądowych wód powierzchniowych, tworzące brzeg wody budowle lub mury niebędące urządzeniami wodnymi oraz grunty pod śródlądowymi wodami powierzchniowymi albo utrudnia przepływ wody w związku z wykonywaniem lub utrzymywaniem urządzeń wodnych – podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku”.

Artykuł stanowi utwór w rozumieniu Ustawy 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Wszelkie prawa autorskie przysługują swiatoze.pl. Dalsze rozpowszechnianie utworu możliwe tylko za zgodą redakcji.